Praca zdalna w IT — część I — korzyści i konsekwencje

Cezary Olborski
5 min readMar 30, 2020

Za kilka miesięcy minie 17 lat od momentu, kiedy zacząłem robić pierwsze projekty w sposób zdalny. Praktycznie od zawsze pracowałem więcej niż 40 godzin tygodniowo, w pierwszych latach zdarzały mi się nawet tygodnie i miesiące, kiedy pracowałem po 16 godzin dziennie, przez co finalnie mogłem realizować kilka projektów w jednym czasie. W pierwszym roku miałem podejście, że więcej znaczy więcej. Więcej godzin => więcej kodu i tylko tyle. Bez spadku jakości i skumulowanego zmęczenia. Szybko się przekonałem, że to nie takie proste i od tego czasu zacząłem sam siebie traktować jak szczura do testów, na którym sprawdzałem, co można zrobić żeby pracować bardziej efektywnie, a nie tylko więcej. Wszyscy którzy mnie znają wiedzą, że momentami dochodziłem w tych pomysłach do różnych dziwnych skrajności. To jest jednak trochę inny temat i może nie najważniejszy w tym momencie.

Finalnie na dzień dzisiejszy, śpię 5 godzin dziennie i efektywnie mogę pracować miesięcznie do około 220 godzin. Zdecydowanie bardziej stabilnie wyglądało to kilka miesięcy temu niż teraz, ale ulepszanie cały czas trwa więc naturalne jest, że czasami robię coś co mi obniża efektywność na jakiś czas, albo powoduje że zwyczajnie nie chce mi się pracować, tylko żyć.

Wracając do tematu. Jakieś 8 z 17 lat spędziłem pracując na “etacie” dla korporacji, 4 lata z tego czułem się raczej kontraktorem, więc po godzinach mogłem pracować dalej, drugie 4 raczej chciałem dać całą moc w to miejsce, w którym pracowałem i tam miejsca na pracę zdalną raczej za wiele nie było.

Od zawsze byłem przekonany, że praca zdalna może być bardziej efektywna. Z drugiej strony teraz wiem, że nie każdy się do tego nadaje, a też przy złym podejściu może to spowodować, że skończymy z poczuciem że pracujemy zawsze, a efekty mamy tego zupełnie zerowe.

Niedługo minie rok od momentu kiedy zdecydowałem, że będę pracował tylko w modelu zdalnym, co pociągnęło za sobą kilka konkretnych decyzji. W tym momencie na stałe współpracuję z około 7 osobami. Pisząc “na stałe współpracuję” mam na myśli taką współpracę która powoduje, że z konta moich firm do tych osób są przelewane pieniądze za pracę, nie jednorazowo a raczej miesięczne lub co dwa tygodnie, czyli mam stałe oczekiwania które powodują stałe zobowiązania.

W czasie mojej “korpo kariery”, poza pracą techniczną, byłem skupiony też na optymalizacji pracy zespołów, przez próby efektywnego łączenia różnych elementów metodyk i monitorowania projektów w taki sposób, aby szybko wprowadzać zmiany. Prywatnie, cały czas monitorowałem to co dzieje się w firmach pracujących zdalnie, co robią i jak robią. Czasami próbowałem się gdzieś rekrutować, żeby zobaczyć jak coś działa. Czasami sam na moich rekrutacjach wypytywałem ludzi, którzy mieli doświadczenia z modelem zdalnym. Bardzo dużym źródłem wiedzy i inspiracją była firma Softwaremill. Przyznaję jednak, że jak zwykle do swoich praktyk wziąłem z tego to co udało mi się zapamiętać po przeczytaniu ich książki i nie analizowałem dogłębnie, czy to jest dobra firma czy zła, bo nie to było moim celem. Patrząc jednak z zewnątrz, jest to firma która długo utrzymuje się na rynku, ma w pełni zdalny model, ma niską rotację i nie musi zatrzymywać pracowników płacąc najwyższe stawki na rynku. Także całościowo, pełny szacunek.

Jak realia przy budowie takiej firmy różnią się od teorii?

Przez ostatnie 4 lata pracy przed powrotem do swoich pomysłów, widziałem jak zmienia się rynek pracy i technologii. Programiści stali się dużo bardziej wyspecjalizowani, a stawki urosły bardzo mocno. Bardziej otwarcie pojawiły się próby używania metodyk zwinnych, czasami z dobrym a czasami z tragicznym skutkiem. Sam zaczynając projekty zawsze mocno opieram się o JIRA starając się działać tak jak w Event Sourcingu (ES) i liczę na to że później zawsze będę mógł się cofnąć w czasie i odtworzyć dany moment. Mam taką wadę, że jeżeli mój klient nie wymaga ode mnie czegoś i nie używa praktyk które wprowadziłem, to po pewnym czasie przestaję je stosować. Każda praktyka to koszt, ale też zysk. Jeżeli nikt nie chce korzystać z zysków, to nie ma sensu ponosić kosztów. Oczywiście jakieś minimum musi zostać, tak żeby podejście ES przynajmniej w jakimś stopniu mogło zostać zastosowane.

Jakie mam wnioski po blisko roku od przejścia w 100% na taki model?

Koszty dodatkowe w pracy stacjonarnej

Ostatnie lata jeździłem do pracy samochodem. Sumarycznie jakieś 25km dziennie. Optymistycznie 30 minut przed pracą, 30 minut po pracy. Dodatkowo jakaś godzina na przygotowanie przed wyjściem. Czasu po pracy nie wliczam już do kosztu, bo po pracy starałem się mieć czas wolny więc to byłoby oszustwo. Teraz trudno mi określić czy mam jakiś stały koszt przy pracy zdalnej. Zaczynam pracę zaraz po tym jak wstanę, najczęściej spędzam tylko 10 minut na ćwiczeniach rozciągających, różnie to bywa. Czasami mam spotkanie w ciągu 30 minut od przebudzenia, a czasami mogę trochę wolniej się budzić. Tak czy inaczej, realnie czas startu to maksymalnie 30 minut, więc zdecydowanie lepiej niż przy pracy stacjonarnej. Dzięki temu zyskuję 5 godzin w tygodniu, nie zanieczyszczam środowiska samochodem i jeszcze nawet jakieś pieniądze oszczędzam.

Efektywność

To jest chyba najtrudniejszy temat. Bardzo polecam książkę “Praca głęboka” Cala Newporta. Z tym jest ogólnie duży problem. Czas potrzebny do skupienia przy pracy kreatywnej jest dość długi, a rozpraszaczy szczególnie w pracy stacjonarnej, jest cała masa. Nie tylko maile i komunikatory, ale ciągłe spotkania i ludzie z pytaniami, całościowo to może powodować że są dni w których nie da się osiągnąć żadnego rezultatu.

W pracy zdalnej źródła rozpraszania jest dużo łatwiej namierzyć. Siedzę na facebooku, przeglądam Internet, czytam maile, rozmawiam na komunikatorze, może rozmawiam przez telefon? Sama konstrukcja dnia w pracy zdalnej staje się prostsza, nie ma mi się z kim przeciągnąć przerwa na kawę w kuchni, albo obiad. Mniej źródeł rozpraszania powoduje, łatwiejszy monitoring, co w efekcie daje lepszą świadomość tego dlaczego jesteśmy mniej lub bardziej efektywni. Kluczowe jest jeszcze jednak coś innego. Tak życiowo, to człowiek najlepiej się czuje jak na koniec dnia ma jakieś mierzalne efekty, najlepiej efekty widoczne dla niego osobiście. Jeżeli potrafimy sobie tak zorganizować pracę, żeby dzień miał konkretne małe cele, to wtedy nasza motywacja do optymalizacji powinna rosnąć. Oczywiście celem nie powinno być wysiedzenie ciągiem 8 godzin w pracy bez zaśnięcia.

Inny czynnik mocno wpływający na efektywność to sama konstrukcja projektu i zadań. Po latach z zespołami lokalnymi, wyniosłem jakieś bezsensowne wrażenie, że przygotowanie zadań i ich dokładny opis powinny być kluczowe przed przystąpieniem do pracy. Teraz moje zdanie jest już kompletnie inne. Wszyscy, którzy ze mną pracowali wiedzą, że w opisywaniu tego co jest do zrobienia najlepszy nie jestem, z drugiej strony w przypadkach w których się skupiłem i opisałem coś bardzo dokładnie efekty miałem takie, że ludzie biorący zadania chwalili na początku a i tak efekt końcowy często różnił się od tego czego się spodziewałem. Teraz wiem, że problem jest raczej z rozmiarem zadania niż z opisem. Lepiej konstruować projekt małymi zadaniami i często podejmować decyzje niż robić duże wodospadowe zadania i liczyć na cud. W taki sposób przechodzimy od efektywności do organizacji pracy.

Zapraszam do części drugiej w której skupiam się na motywacji i organizacji pracy.

https://medium.com/@cezaryolborski/praca-zdalna-w-it-cz%C4%99%C5%9B%C4%87-ii-motywacja-1617663cfa2f

--

--